O mnie

Moje zdjęcie
dreams. troubles. love. life.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 37.

-Skąd to wiesz? – zapytałam drżącym głosem.
-Zadzwonił telefon, odebrałam. Powiedzieli mi o tym, i prosili, żebyś oddzwoniła – powiedziała cicho i znów wybuchnęła płaczem.
Na giętkich nogach zaprowadziłam ją do jej pokoju i zamknęłyśmy się tam razem płacząc.
-Harry wie? – zapytała, a ja przecząco pokręciłam głową – Kiedy mu powiesz?
-To nie jest takie proste. Dobija mnie ta świadomość, że muszę zostawić tu wszystkich, których kocham. – Paula znów wybuchła płaczem.
-Nie mów tak! – krzyknęła – Jak myślisz, da się coś z tym zrobić? – zapytała, gdy trochę się otrząsnęła.
-Powiedział, że nie. Zostało 5  miesięcy, a potem… - nie dokończyłam, bo także na maxa zalałam się łzami.
Usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
-Jesteście tam? – to był Zayn.
-Tak! – odpowiedziałam ocierając łzy.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
-Coś się stało? – zapytał.
-Nie, wszystko w porządku – uśmiechnęłam się, ale chyba mi nie wyszło.
-O.K. Wszyscy już są na dole. Śniadanie też jest gotowe, więc schodźcie.
-Zraz będziemy – krzyknęła Paula, która wciąż leżała na łóżku.
Trochę się ogarnęłyśmy i zeszłyśmy na dół.
-Cześć słońce – powitał mnie Harry i pocałował w czoło.
Nie odpowiedziałam, tylko zerknęłam na Paulę. „Powiedz mu” szepnęła bezgłośnie, a ja tylko pokręciłam przecząco głową. Usiadłam na krześle i przysłuchiwałam się rozmowie. Dotyczyła ona planów na dzisiejszy dzień. Pogoda była nie zbyt korzystna do tego, żeby posiedzieć na dworze, więc postanowiliśmy wybrać się do kina. Najchętniej owinęłabym się kocem i położyła w łóżku, ale nie chciałam psuć nikomu dnia, więc zgodziłam się na to kino. Chłopcy poszli do siebie wyszykować się, a my zostałyśmy same. Mijałyśmy się i milczałyśmy. Przebrałam się (LOOK), lekko pomalowałam i uczesałam. Jakąś godzinę później urządziliśmy zbiórkę u nas w domu. Eleonor i Danielle też dołączyły. Na razie nic im nie mówiłam o wynikach wizyty u lekarza i nie zamierzałam. Wiedziałam jednak, że Paula nie zachowa tego dla siebie. Najchętniej jej też bym tego nie powiedziała, ale niestety zrobili to lekarze. Szliśmy spacerem. Trzymałam się z Harrym za ręce, mocno splatając swoje palce z jego. W tamtej chwili chciałam być pewna, że jak się dowie, to będzie przy mnie, ale nie umiałam sobie na razie wyobrazić jego reakcji. Wybraliśmy film i kupiliśmy przekąski. Ruszyliśmy na salę i zajęliśmy miejsca. Cała akcja filmu była przezabawna, ale nie zaśmiałam się ani razu i każdy to zauważył.
-Nie podobał ci się film? – zapytał Harry, gdy opuszczaliśmy kino.
-Dlaczego nie?
-No bo byłaś taka nieobecna. Myślałem, że z nudów byłaś myślami gdzieindziej.
-Nie, no co ty…
Poszliśmy do Danielle. Miała ładne mieszkanie z pięknym widokiem. Wyszłam na taras i patrzyłam, jak deszcz oblewa miasto. Poczułam czyjeś ręce na sobie. To Harry przytulał się do mnie.
-Ładny widok…
-Tak – odpowiedziałam.
Nastała cisza, ale po chwili znów się odezwał.
-Natie, myślałaś jak by to było, gdybyśmy zamieszkali razem? – to mnie zszokowało.
-Hm… Dopóki nie skończę 18 lat, to nie chcę wybiegać myślami tak daleko – jednak zaczęłam rozważać nad marzeniem, na które zostało mi tak mało czasu.
-Nie podoba ci się ten pomysł?
-Nie zastanawiałam się nad tym, ale po namyśle nie mogłabym. Przecież mieszkam z Paulą, musze się nią opiekować…
-A jakby Niall i Paula mieszkali z nami? Albo najlepiej jakbyśmy wszyscy zamieszkali razem… Co?
-Wyobrażasz to sobie? – zaśmiałam się – Nikt by nie wytrzymał takiego szaleństwa, nawet największy hardcorowiec – roześmialiśmy się.
-Masz rację… - zrezygnował z tematu.
Wróciliśmy do mieszkania. Wszyscy gadali o zbliżających się świętach, ale ja byłam myślami gdzieindziej. W głowie zaświtał mi pomysł prezentu gwiazdkowego dla Harrego, ale na razie musiałam to dokładniej przemyśleć.
-Natie… - Paula wyrwała mnie z przemyśleń.
-Co?
-Co robimy w święta? – zapytała.
-Umówiliśmy się z twoimi rodzicami, że wszyscy jedziemy do cioci.
-Ahh… - posmutniała – No tak.
Wiedziała, że to będą nasze ostatnie święta. Jestem pewna, że gdyby nie to, to spędzałaby je z Niallem. No i tworzę kolejny problem. Znowu wyszłam na taras. Tym razem dołączyła do mnie Pauline.
-Natie, te święta muszę być wyjątkowe… - zaczęła.
-Tak… Ale wiem, że wolałabyś być wtedy z Niallem.
-W takich okolicznościach?! – krzyknęła – Nigdy bym cię nie zostawiła.
-Wiem o tym, ale stwarzam kolejny problem. Serce mnie boli na to, że psuję ci plany.
-Jesteś moja przyjaciółką. I zawsze będziesz częścią moich planów – zadrżała i wielka łza spłynęła jej po policzku.
-Już nie długo… - dopowiedziałam.
-Trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Nie możesz od tak sobie mnie zostawić na tym świecie samą, nie możesz umrzeć! – krzyknęła nadal płacząc, przytuliłam ją.
Byłyśmy odwrócone przodem do barierki i nie zauważyłyśmy, że od jakiegoś czasu w drzwiach stoi Eleonor.
-Co?! – krzyknęła na co się gwałtownie odwróciłyśmy.
Jej mina była taka jak nasze, czyli zszokowana. Nie wiedziałyśmy, co powiedzieć.
-Wytłumaczycie o co chodzi? – zapytała.
Spuściłam głowę. W trójkę usiadłyśmy na drewnianej ławeczce i Pauline płacząc opowiedziała jej wszystko. El też się rozpłakała. Przytuliłyśmy się do siebie i łkałyśmy. O dziwo nikt nam nie przeszkadzał w tej czynności. Zapewne dobrze się bawili grając w karty.
-Powiedziałaś Harremu? – zapytała Eleonor.
-A czy on wygląda na takiego, któryby się dowiedział o śmierci swojej dziewczyny? – zapytałam w nerwach, bo ten temat mnie drażnił.
-No fakt. A Dan? Jej też trzeba powiedzieć.
-Ja nie chciałam nikomu o tym mówić… - przyznałam się – Nawet wam.
-Co?! – uniosła się Pauline – Nie mów mi, że dowiedziałabym się o tym raku dopiero, gdybyś już leżała w szpitalu.
Ponownie opuściłam głowę, na co Paula zareagowała gniewem. Opanowała go do tego stopnia, że tylko weszła z powrotem do domu trzaskając drzwiami.
-No to nieźle narobiłam… - powiedziałam pod nosem.
-Trochę się jej nie dziwie. Ale z drugiej strony, gdybym była na twoim miejscu też wolałabym się tym nie chwalić… Nawet przed przyjaciółmi – przyznała.
-Dzięki… - szepnęłam – Idziemy do reszty? – zaproponowałam ocierając łzy.
Eleonor przytaknęła i wróciłyśmy do pomieszczenia. 

__________________

No hej luuuudzie! Jak ja dawno pod kreską nie pisałam :D Tak sobie ponudzę tu... A więc: wróciłam z wakacji, piecze mnie skóra, schudłam (brawo mła :D) . Nad morzem poznałam takie ciachoooo! *_________* Ratownik, ma 19 lat... Stary jak dla mnie, bo ja mam 14, ale nieważne. Piszę z jakimś Indonezyjczykiem ;ooooooo no normalnie uvieeeeelbiam te wakacje!  :D A jak wy je spędzacie? ;> Książki kupione? Niedługo już trzeba będzie dreptać do szkoły ;/ Ja sama, bo Pauliiii do innej szkoły WIELKIE DZIĘKI!!! ;/ . No... I to chyba koniec moich wywodów xd. Następny rozdział wstawię chyba ja . xd. Tak więc teraz miłego dnia wam życzę! ♥
Natt. xX.

7 komentarzy:

  1. świetny rozdział, czekam jak głupia na następny ! *.* ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny ale ona nie może umrzeć :((

    OdpowiedzUsuń
  3. czemu tak musiało się stać ?
    ale ogólnie to fajnie piszecie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem ciekawa, czy ona umrze, czy jednak coś wymyślicie.

    OdpowiedzUsuń
  5. kuurczaki,teraz nie będzie mi dawało spokoju to czy ona umrze czy nie ;o czekam na rozdział jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś świetna !!! Szybko dodaj nowy rozdział plis!!!! ZApraszam do mnie http://notidealbutmylife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń